Andrea Mara „To jej wina" - przedpremierowa recenzja trzymającego w napięciu thrillera psychologicznego.

trzymający w napięciu thriller psychologiczny w klimacie domsetic

Jednym z moich ulubionych gatunków książek są thrillery psychologiczne, najlepiej takie, które wciągają swoją fabułą czytelnika bez końca, takie, które nie pozwalają, choć na chwilę odłożyć książki na bok i takie, które mocno grają na emocjach i robią totalną sieczkę z mózgu. Właśnie taki jest thriller autorstwa irlandzkiej pisarki Andrei Mary pod tytułem „To jej wina".

Zaginięcie dziecka to największy koszmar każdego rodzica. Co roku w samej tylko Europie znika kilkaset tysięcy dzieci. Wiele z nich szczęśliwie wraca do domu, ale części nigdy nie udaje się odnaleźć. O tym, jak potężnym ciosem dla matki okazuje się utrata dziecka, przekonuje się Marissa Irvine, bohaterka trzymającego w napięciu, porywającego thrillera psychologicznego „To jej wina”.

Przerażający domestic thriller, który gra na emocjach.

Jeden zaginiony chłopiec.
Cztery winne kobiety
Skoro każda skrywa jakieś sekrety, kto tak naprawdę jest winny?

Marissa Irvine zjawia się pod drzwiami domu na Tudor Grove 14, by odebrać swojego czteroletniego synka. Milo został zaproszony w odwiedziny przez matkę jednego z uczniów, by po szkole obaj chłopcy mogli spędzić razem trochę czasu na wspólnej zabawie. Niespodziewanie drzwi otwiera Marissie nieznajoma kobieta, która z pewnością nie jest matką kolegi. Nie jest również opiekunką Mila i, co najgorsze, nie ma z nią chłopca. Najczarniejszy scenariusz, jaki może sobie wyobrazić rodzic, właśnie zaczyna się spełniać, a idealne życie Marissy, szczęśliwej żony i matki, w mgnieniu oka zamienia się w kompletny chaos…

Wkrótce w mieszkaniu pogrążonych w rozpaczy Irvine’ów zjawia się policja, a wiadomość o zniknięciu chłopca wstrząsa spokojnymi przedmieściami Dublina. Gdzie jest Milo? Dlaczego nikt nie zażądał okupu? Czy chłopcu grozi niebezpieczeństwo? A wreszcie – czy nadal żyje? Niebawem prowadzącym śledztwo detektywom udaje się ustalić, kto może stać za uprowadzeniem czterolatka. Wyjaśnienie sprawy okaże się jednak o wiele bardziej skomplikowane, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...


Głównymi bohaterkami tej książki są cztery kobiety - Marissa właścicielka kancelarii adwokackiej, matka zaginionego dziecka, Jenny z łatką "szefowej porywaczki", bo to właśnie opiekunka jej dziecka uprowadziła syna Marissy, Carrie opiekunka Jacoba, oraz Irene matka porywaczki, która nie widziała swojej córki od lat, a która w całej tej sytuacji widzi zarobek dla siebie.

Książka podzielona jest na III części, a całość podzielona jest jakby na 79 niezbyt długich rozdziałów, więc niech ta ilość nie przeraża. Każdy z tych rozdziałów to opowieść jednej z trzech głównych bohaterek książeki, która raz jest w czasie teraźniejszym, a raz w przeszłym, dzięki czemu mamy jasny obraz sytuacji, które miały wpływ na teraźniejszość. Pomimo iż głównymi bohaterkami są cztery wyżej wymienione kobiety, w całej tej historii przewija się wiele, wiele osób. Mężowie, znajomi, rodzina, wspólnicy, współpracownicy, nianie, nauczyciele, rodzice innych dzieci, a także funkcjonariusze policji. Tutaj nie ma czasu na nudę.

Cała historia zaczyna się w listopadzie 2018 roku, kiedy to Marissa Irvine przyjeżdża odebrać swojego synka Milo z pierwszej wizyty u kolegi z nowej szkoły. Zaprosił go do siebie Jacob syn Jenny, którą Marissa poznała na przyjęciu szkolnym dla rodziców i z którą szybko złapała wspólny język. Kiedy drzwi przy Tudor Grove 14 otwiera jej nieznajoma kobieta, odnajmując, że nie mam tutaj jej synka i nie mieszka tutaj żadna Jenny świat Marissy nagle lega w gruzach.... Z pierwszego szoku pomogła otrząsnąć się jej Easther, właścicielka domu, w którym rzekomo miał przebywać Milo, a dalej wszystko potoczyło się już dość szybko...

Marissa wraz z mężem Piterem zgłosiła sprawę na policję, która szybko wszczęła śledztwo, w którego trakcie okazało się, że Milo uprowadziła Carrie niania Jacoba, synka Jeny jednak nikt nie wiedział dlaczego. Początkowo większość ludzi oskarżała Jeny o współudział, jednak kobieta nie miała z tym nic wspólnego i tak naprawdę w całej tej koszmarnej dla Marissy sytuacji to ona okazała jej najwięcej wsparcia, współczucia i pomocy.

Zarówno policja, jak i inni prowadzili własne śledztwo, i każde z nich ciągle parło do przodu, ujawniając co chwilę nowe zaskakujące fakty nie koniecznie do końca związane z porwaniem Milo. Na jaw wyszło, że Anna niania Milo umawiała się z Carrie i Jacobem po szkole na wspólną zabawę, stąd też Milo znal Carrie i podczas odbioru dzieci ze szkoły poszedł z nią, a nauczyciel nie zwrócił uwagi na to, że odebrała go zupełnie inna niania. Okazało się również, że Carrie ma bogatą przeszłość, a jej obecna tożsamość została perfekcyjnie sfałszowana. Naprawdę nazywała się Caroline Murphy, a jej plan uprowadzenia Milo był perfekcyjnie zaplanowany przez nią samą, jak i jej byłego chłopaka Kyle'a oraz jej ojca Roba, z którym Caroline przez większość swojego życia nie miała kontaktu, gdyż zostawił on jej matkę Irene, gdy tylko dowiedział się, że jest w ciąży.

Irene przez lata wychowywała Caroline sama, ledwo wiążąc koniec z końcem aż do dnia, w którym poznała zamożnego Franka, z którym postanowiła ułożyć sobie życie i wreszcie nie klepać biedy. Nigdy nie dogadywała się z córką, toteż Caroline szybko wyprowadziła się z domu i przestała kontaktować się z rodziną, a sama Irene o to nie zabiegała. Pierwsze wieści o córce dotarły do niej z telewizji, gdzie nagłaśniana została sprawa porwania Milo i początkowo podobnie jak chłopczyk tak i Caroline była uznawana za zaginioną, a nie za porywaczkę. Irene wyczuła w tym wszystkim dobry sposób na zarobek, dlatego też postanowiła sprzedać prasie historię dzieciństwa Caroline oraz historię zrozpaczonej matki, która tak naprawdę chyba nigdy nie kochała własnego dziecka.

Podczas kilku bardzo długich dni, kiedy Milo uważany był za zaginionego, na jaw wychodziło coraz więcej różnych „newsów". Okazało się, że mąż Jeny posądza ją o romans z kolegą z pracy, stąd też w jej małżeństwie od dawna dobrze się nie układało. Colin wspólnik Marissy znał wcześniej Carrie, jednak bał się do tego przyznać, ponieważ jak się okazało, okradał on klientów ich wspólnej kancelarii. Po jakimś czasie policja odnajduje również ciała Kyle'a, Roba i Carrie. Do tego ciągle i wszędzie przewija się Brian brat Pitera męża Marissy. Żyjący od zawsze w cieniu odnoszącego sukcesy brata, skryty, tajemniczy, ciągle gdzieś znikający.... Czy to on również maczał palce w uprowadzeniu bratanka, aby odegrać się na bracie?

Już w połowie książki byłam w 100% pewna, że tak naprawdę za wszystkim stoi Brian, a Carrie była tylko jego przykrywką. Ciągle gdzieś znikał, pojawiał się w tajemniczych miejscach, które opisami pasowały do poszlakowych miejsc wskazywanych przez detektywów policyjnych. Był skryty, unikał wielu odpowiedzi, ciągle gdzieś znikał, kręcił. Wiedziałam, że to był on i tylko kilka stron kartek dzieliło mnie od tego, aby wreszcie Brian został zdemaskowany. Tak się jednak nie stało, bo jak się okazało, nie on stał za wszystkim. Faktem jest, że plan perfekcyjnie przygotowała Carrie wraz ze wspólnikami, jednak w akcji z porwaniem Milo pojawiła się jeszcze jedna osoba, które zupełnie się nie spodziewałam, a jej późniejsze wyznanie totalnie zwaliło mnie z nóg, robiąc mi małą sieczkę z mózgu. Końcówkę książki czytałam z otwartą paszczą i nie mogłam uwierzyć, w to, co czytam. No armagedon totalny!

Wiem, że historie z uprowadzeniem dzieci wywołuje wiele skrajnych emocji, więc zdradzę wam tylko, że Milo nic się nie stanie i wróci do domu cały i zdrowy.

Cóż nie jestem dobra w opisywaniu książek, to jednak nie do końca moja bajka, albo fakt, że podczas czytania nie robię na bieżąco notatek i wiele faktów mi umyka, swoją drogą muszę to zmienić. Niemienia to jednak faktu, że książka pt. „TO NIE JEJ WINA", jest jedną z lepszych o ile nie najlepszych książek, jakie miałam okazję ostatnio przeczytać. Trzymająca w napięciu od pierwszej chwili, z szaleńczo pędzącą akcją i jakże zaskakującymi zwrotami akcji, których nikt się nie spodziewał, z zakończeniem, które wyrwie z butów każdego.



Premiera książki „To jej wina" już 3 sierpnia! Zapamiętajcie tę datę i pędźcie szybko do księgarni po książki. Nie pożałujecie!


Za możliwość przeczytania tak genialnej książki dziękuję wydawnictwu Muza.


Lubicie czytać thrillery psychologiczne?

Komentarze

  1. Książka trudna w odbiorze, ale kobiety takie pozycje uwielbiają. Ciekawe czemu? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mnie zaciekawiłaś! Thrillery to zdecydowanie mój gatunek. Z przyjemnością przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli książka wpadnie w moje ręce, to ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zainteresowała mnie ta książka . Lubię taką tematykę. Super recenzja

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj to nie jest książka dla mnie. Nie sięgam po takie tytuły. Nie mój gust czytelniczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w planie zamówić sobie tę ksiązkę, widziałam już kilkukrotnie jej recenzje i upewniam się, że warto zamówić,

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam okazji czytać tej książki, ale widziałam ją w zapowiedziach i od tamtej pory mam ogromną ochotę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię thriller psychiczny, więc to pozycja idealna dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię thriller psychologiczny, więc to propozycja idealna dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten gatunek książek omijam szerokim łukiem. To zbyt ciężka literatura dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo lubię takie książki. Uwielbiam ich klimat i to że trzymają w napięciu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. To motywuje mnie do dalszej pracy.

instagram